Zacznijmy od tego, że mamy w tej chwili na rynku ogromny wybór przyczepek. Poczynając od chińskich "no name" za 300 zł, po najlepsze modele nordic cab czy thule za 5-6 tysięcy. Jeśli uznamy, że cena jest jedynym kryterium, to trudno mówić o konkurencji. Na szczęście coraz częściej pojawia się świadomość, że przed ceną dobrze postawić zdrowie i bezpieczeństewo pasażera. I wtedy wybór trochę się komplikuje. Nie będę się tutaj rozpisywała, czemu nie "no name", zwłaszcza, że nie używałam, widziałam tylko na zdjęciach. Skupię się na przyczepkach, których ceny zaczynają się od ok. 1500 zł, mają atesty, są wykonane naprawdę solidnie (na rynku wtórnym można kupić nordici, czy charioty ok. 20-letnie w bardzo przyzwoitym stanie), są wygodne i zdrowe dla kręgosłupów siedzących dzieciaków (a jeśli doposażymy je w hamaczek, to od urodzenia). Ale jak wybrać najlepszą? Może po kolei... 1. Do jakiej jazdy będzie używana? Dobrze zastanowić się, czy będziemy jeździć z nią codziennie, czy używać przyczepki trzy czy cztery razy w roku (więc trochę bez sensu wydawać 5 tysięcy)? Czy jeździmy raczej po mieście (gdzie sprawdzi się mała i zwinna), czy po polach i lasach (gdzie ważna jest stabilność)? Czy na przejażdżki do przeszkola i z powrotem, czy na całodzienne eskapady (więc warto dopłacić za większy komfort pasażera)? Jak łatwo się domyślić, nie ma przyczepki idealnej dla każdego i na każde warunki. 2. W jakim wieku jest dziecko? Pierwsze pytanie, które zadaję, jak ktoś prosi o radę przy wypożyczaniu przyczepki. Przy zakupie sprawa bardziej skomplikowana, bo raczej myślimy przyszłościowo - dzisianj dziecko ma 4 miesiące, za rok będzie miało 16, a później 4 lata... Ale dlaczego wiek jest istotny?
Większość przyczepek ma wersję na 1 lub 2 dzieci. Przy czym w przyczepce dwuosobowej można wozić jedno dziecko. Zaletą jedynek jest to, że są nieco tańsze, odrobinę węższe (zazwyczaj ok. 10 cm) i lżejsze. Przy czym dla rowerzysty, według mnie, te różnice nie są jakoś szczególnie znaczące. Większą różnicę robi to, jeśli planujemy używać regularnie przyczepki jako joggera lub wózka. Dodatkowo można uznać, że jedno dziecko w podwójnej przyczepce ma więcej luzu, więc bardziej lata, jak zaśnie. Ale tak naprawdę wystarczy zagłówek lub dobrze wyprofilowane osobne siedzenia. A nigdy nie wiadomo, czy dwójka się nie przyda, kiedy pojedziemy na wycieczkę z "dzieciowymi" znajomymi lub pojawi się rodzeństwo. 4. Czy będę ją zabierał na dalsze wyjazdy? I jakiego typu będą to wyjazdy?
Musimy wziąć pod uwagę, że zabierając przyczepkę na urlop ciężko jest pojechać pociągiem, czy polecieć samolotem, jadąc samochodem musimy mieć duży bagażnik. Bo najpewniej bierzemy ze sobą jeszcze trochę innych rzeczy. I mamy Burley Bee, który po złożeniu jest malutki albo qeridoo, która ledwo mieści się do pustego bagażnika. Ale z drugiej strony, jak zamierzamy spędzać na rowerach całe dnie, to Burley nie jest najbardziej komfortową przyczepką dla dziecka. Może warto zamontować dodatkowy bagażnik na dach albo zrezygnować z czegoś, a mieć przyczepkę, w której dziecko bez problemu cały dzień wysiedzi. 5. Czy wybierać przyczepkę z amortyzacją? Często jest to dla wypożyczających najważniejsze pytanie. A rzeczywistość wygląda tak, że większość przyczepek nie ma amortyzacji... Trochę poczytałam, pojeździliśmy z przyczepką z amortyzacją i wyciągnęłam kilka wniosków: a) w przyczepce (niezależnie, czy ma amortyzację, czy nie) amostyować ma głównie sposób zawieszenia siedzeń. b) w amortyzowanej przyczepce dzieci też odczuwają dziury, krawężniki i korzenie. c) amortyzacja nieco zwiększa komfort rodzica (mniej odczuwa rzucanie przyczepką). d) ostatnio usłyszałam, że amortyzacja (zarówno w przyczepce, jak i w rowerze) chroni głównie osie i łożyska w kołach. W każdym razie jakiś sens amortyzacja ma, ale nie ma co przywiązywać do niej za dużej wagi. 6. Czy ma to być tylko przyczepka, czy dodatkowo wózek i jogger? I zamierzamy biegać z nią maratony, czy przebiec się od czasu do czasu? To drugie pytanie jest nawet ważniejsze. Ponieważ korzystając z joggera od czasu do czasu mamy fajną ekonomiczną opcję croozera, gdzie przy zakupie po prostu dostajemy kółko joggerowe. Ale sama przyczepka jest bardzo ciężka, co nie ułatwia robienia wyników. Dodatkowo średnio sprawdza się jako wózek, bo jest szeroka i nie mieści się w wielu drzwiach. Przy innych przyczepkach za zestaw joggerowy musimy dopłacić ok. 1-1,5 tys zł. Ale np. thule często są częściej używane jako wózki niż przyczepki. Bo są lekkie, wąskie i kształtne. Jak widać wybór przyczepki nie jest czymś prostym. Warto ten zakup dobrze przemyśleć, pooglądać, poporównywać, zobaczyć na żywo przyczepki. Zwłaszcza, że jednak zazwyczaj jest to zakup na więcej niż jeden sezon. Do oglądania i testowania zapraszamy na Grochów do naszej wypożyczalni :)
0 Komentarze
Muszę przyznać się do czegoś, co bardzo mi doskwiera. Zima to dla mnie czas aktywności fizycznej na powietrzu ograniczonej do minimum. Najchętniej przesiedziałabym ten czas w domu z kubkiem kawy lub herbaty. Ewentualnie wymyślając kreatywne zabawy dla Łusi. A w przerwach oglądając po raz 150 Minionki. Dlaczego? Bo nie lubię marznąć. Bo większość zimy pogoda nie zachęca – albo deszcz i plucha, albo śnieg i zimno. Plus wiatr. Bo w Warszawie i okolicach średnio co drugi dzień albo i częściej przekroczone są normy zanieczyszczeń powietrza. A od trzech lat dodatkowo: bo dzieci zmarzną. Albo się przegrzeją, bo nie mam pojęcia, jak je ubierać w zimie. Co robimy zimą? Jak spadnie śnieg, to wychodzimy na szybkie sanki i lepienie bałwana. Odwiedzamy sale zabaw, wystawę lego (co roku od trzech lat), znajomych. Gramy w planszówki (od tego roku we trójkę). Oglądamy filmy (ostatnio głównie Minionki). Pieczemy ciasteczka, babeczki itp., robimy koktajle owocowe ( w tym roku najczęściej z Łusią). Jedziemy nad morze. Żeby powdychać jodu i pospacerować pustą plażą. Staramy się dostać choć kilka dni urlopu, żeby polecieć gdzieś, gdzie można się wygrzać ;P Czego żałuję? Bardzo brakuje mi zimowych gór. Z dzieciakami trudniej, ale obserwując różne grupy i wpisy na facebooku, widzę, że się da. Może w przyszłym roku, jak Asia będzie trochę starsza uda się zrobić wpis o wyjeżdżaniu z maluchami w zimie w góry... W tym roku regularnie planujemy jakiś weekendowy wypad do lasu. Ale zawsze albo pogoda pokrzyżuje plany, albo ktoś jest chory. Albo po prostu nie ma czasu. Że nie zmobilizowałam się w tym roku, kiedy w okolicach świąt było ładnie i ciepło, żeby wyciągnąć rower. * Zdjęcie ze "starych czasów", kiedy jeszcze miało się zdrowie, siły, żeby z duszpasterskimi przyjaciółmi wyruszać na "krótki spacer" bez przeliczenia, ile to będzie trwało (dzięki nieplanowanej nocy w schronisku powstały takie piękne zdjęcia :) )
Dla kobiet aktywnych czas ciąży oraz wczesnego macierzyństwa może być okresem bardzo trudnym. Może, ale nie musi. Zewsząd atakują nas obrazy aktywnych fizycznie i zawodowo celebrytek z dużymi brzuszkami. Albo takich zaraz po porodzie. Każdy chyba słyszał stwierdzenie, że ciąża to nie choroba. Sama zresztą nieraz powtarzałam to w pierwszej ciąży, biegając na autobus do ostatniego dnia przed porodem, jeżdżąc na rowerze i śpiąc pod namiotem w końcówce 6. miesiąca, pracując zawodowo prawie do samego końca. Rozmowy z koleżankami w podobnym stanie, a przede wszystkim druga ciąża, pokazały mi, jak bardzo inaczej może być. Choć i tak nie mam co narzekać, bo w połowie 7. miesiąca jeszcze jeździłam po Karpaczu na rowerze, weszłam na Szrenicę i przeszłam kawałek pielgrzymki. Ale... pierwszy trymestr - do 13 tygodnia czułam się tragicznie. Było mi cały czas słabo. Bardziej niż w pierwszej ciąży bałam się o maluszka. Później jakiś czas ok, ale brzuch większy niż w pierwszej ciąży. Już po 20 tygodniu przy szybkim spacerze łapałam zadyszkę. W ostatnich tygodniach czasem ciężko było mi się ruszać. A co dopiero mają powiedzieć dziewczyny, które większość ciąży muszą leżeć... Choć sama ciąża cieszyła, to, zwłaszcza w wakacje, bardzo cierpiałam mając przeświadczenie, z jak wielu atrakcji, wycieczek, wyjazdów rezygnuję. Ale, kiedy nie rezygnowałam... często czułam się jeszcze gorzej - zmęczona, zła na siebie. W końcu ciąża to stan, który rządzi się swoimi prawami. Z hormonami i zmieniającym się ciałem nie wygramy. Ale psychicznie można spróbować sobie trochę pomóc. Kilka subiektywnych rad: 1. Dostosuj aktywność fizyczną do swojego stanu i samopoczucia - jesteś zmęczona, odpocznij, nie masz siły siedzieć - idź na spacer. 2. Staraj się konsultować z lekarzem. Nie stawiam tego na pierwszym miejscu, bo lekarze są różni. Mają różne poglądy i przekonania. Chodziłam do fajnej lekarki, która uważała, że w ciąży to powinnam raczej siedzieć, a nie latać czy iść na pielgrzymkę, choć wszystko było super. 3. Rób to, co uważasz za słuszne - jeśli masz wątpliwości, czy coś jest bezpieczne - odpuść sobie, w ciąży nie powinnaś się stresować. Jeśli aktywność fizyczna nie wywołuje żadnych niepokojących objawów, a chcesz się ruszać, to nie słuchaj krytyki innych. Sama wiesz, co dla Ciebie i dziecka jest najlepsze. 4. Słuchaj swojego ciała - osoby regularnie trenujące i kobiety w ciąży doskonale wiedzą co to znaczy. Każdy niepokojący nas objaw powinien być sygnałem - żeby skonsultować się z lekarzem, żeby zmienić intensywność ćwiczeń albo ich rodzaj. Ale też żeby zacząć się ruszać (dla mnie zawsze w ciąży, ale nie tylko, takim sygnałem był ból kręgosłupa). 5. Porozmawiaj z innymi mamami/przyszłymi mamami - wiadomo, że każda z nas jest inna, inaczej znosi ciążę, aktywność itp. Ale czasem opowiedzenie o swoich obawach, wątpliwościach itp. pomaga nam spojrzeć z dystansu na własną sytuację i na nowo ją ocenić. Burley Bee Pierwszy raz korzystaliśmy z tej przyczepki, kiedy Łucja miała 1,5 roku. I było to zdecydowanie za wcześnie. Siedziało jej się średnio wygodnie, nie sięgała zabawek, jak zasnęła, to strasznie leciała jej główka. W te wakacje (rok później) jest to chyba nasza ulubiona przyczepka - jest lekka, po złożeniu stosunkowo mała, ma dość duży bagażnik. Charakterystyka:
Zalety:
Nordic Cab Przyczepka stosunkowo rzadko przez nas używana... Bo najchętniej wypożyczana. Bardzo wygodna dla dziecka, z regulacją nachylenia oparcia (młodszym dzieciom w czasie spania nie leci głowa). Charakterystyka:
Croozer Ogromną zaletą jest wielofunkcyjność - wózek, jogger i przyczepka w jednym. Wizualnie jest jedną ze zgrabniejszych przyczepek. Zderzaki zapewniają dodatkowe bezpieczeństwo. Charakterystyka:
Zalety:
Qeridoo Sportrex 2 Najtańsza amortyzowana przyczepka renomowanej niemieckiej firmy. Dobrze wykończona, wygodna dla dzieci niezależnie od wieku. Charakterystyka:
Zalety:
- Mama, chcę siku! - Pospiesz się, zaraz nasz samolot odlatuje! - Kochanie, nie mogę znaleźć moich dokumentów! Znacie to? Do tego dochodzi płacz dziecka, spojrzenie innych pasażerów, które mogłoby zabić i wymarzony urlop jest do niczego szybciej, niż się zaczął. Oto kilka porad z naszego doświadczenia jak się przygotować do wylotu. Po pierwsze. Do wakacji przygotowujemy się już kilka dni przed wylotem. Jeśli nie kupujecie biletów na ostatnią chwilę, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przygotować sobie rzeczy. Chyba każdy kiedyś czegoś zapomniał, u mnie jest to najczęściej ręcznik :) Naszykujcie sobie rzeczy które chcecie zabrać, sprawdźcie wcześniej czy mieszczą się do walizki lub plecaka, żeby nie było niespodzianek. Dobrze też sprawdzić wagę bagażu, każda linia lotnicza ma swoje wytyczne odnośnie limitu wagi. Na pewno nie chcecie zastanawiać się na lotnisku czy lepiej coś zostawić czy dopłacić za nadbagaż. Problemem może być lot z przesiadką w inną linię lotniczą. Zawsze należy dostosować się do warunków linii lotniczej, w której można „mniej”. Częstą zmianą jest to co wolno dziecku ponad dwuletniemu wziąć za darmo, a za co trzeba już dopłacić. Po drugie. Nic na ostatnią chwilę. Można się odprawić wcześniej przez internet? Odprawcie się. Możecie być na lotnisku 2 h przed odlotem? Bądźcie. Często biura podróży lub linie lotnicze informują o której godzinie najlepiej pojawić się na lotnisku, ale nie zawsze się to sprawdza. Nam, jak ostatnio lecieliśmy powinno teoretycznie starczyć 45 minut, bo nie mieliśmy bagażu rejestrowanego. W praktyce ponad pół godziny staliśmy w kolejce do kontroli bezpieczeństwa i gdyby nie fakt, że lot był opóźniony moglibyśmy być na ostatnią chwilę, lub tuż po niej. Póki sytuacja na świecie się nie zmieni, kontrola bezpieczeństwa na lotniskach będzie bardziej szczegółowa i należy doliczyć sobie trochę czasu. Każde lotnisko wygląda trochę inaczej. Różni ludzie, różne kultury, różne zasady. Nieraz ponoć można maluszka przenieść w chuście (nam się to nie zdarzyło), a dzieci, które już chodzą (nawet ledwo-ledwo), przez bramkę bezpieczeństwa muszą przejść same. Łucja miała niewiele ponad rok jak musiała sama przejść i było dla niej dużym stresem, gdy mama pierwsza przeszła przez dziwne piszczące drzwi. Sprawdźcie co można zabrać ze sobą na pokład samolotu, a co musi być schowane do luku bagażowego. Płyny, nawet te o pojemności do 100 ml, sprzęt elektroniczny i metalowe przedmioty w bagażu podręcznym dobrze mieć na wierzchu. Na pewno zostaniecie poproszeni o wyciągnięcie ich z plecaka, nie ma potrzeby blokowania kolejki. Dobrym pomysłem jest wzięcie dla dziecka czegoś do jedzenia. Napoje są traktowane restrykcyjnie, jedzenie nie. Jedzenie jest dobrym sposobem na nudę, a nie ma potrzeby kupować w samolocie, gdzie wszystko jest dużo droższe. Odnośnie posiłków polecamy wziąć mus owocowy w tubce. W większości są o poj. do 100ml, zajmują mało miejsca i są napojem który może też trochę zapchać brzuszek :) Czasem można przekonać strażnika, że coś jest dla dziecka, a czasem się to nie uda, więc nie nastawiajcie się, że weźmiecie 1,5l butelkę wody na pokład samolotu „dla dziecka”, bo nie zawsze się to uda. Maluch ma swoje przywileje, ale wszystko co ponadto to dobra wola osoby sprawdzającej bagaż. Zabawki. Książeczki. Kolorowanki. Kredki. Interaktywne cudeńka. Wszystko czym wasze dziecko lubi się zająć powinno być priorytetem przy pakowaniu plecaka. U nas długi czas prym wiodła tablica zmazywalna.. Nie zajmuje dużo miejsca, kredki się nie gubią, a można po niej mazać prawie że w nieskończoność. Wy przetrzymacie kilka godzin w samolocie bez ulubionej książki, wasze dziecko niekoniecznie. W sytuacjach kryzysowych każdy (chyba) maluch zainteresuje się oglądaniem ulubionych piosenek z YouTube na telefonie. UWAGA! W samolocie nie ma Wi-Fi, bajeczki i pioseneczki należy zgrać sobie na telefon jeszcze w domu aby móc je oglądać bez internetu. Pozytywne nastawienie zawsze w cenie. Nawet jeśli nie wszystko idzie po waszej myśli, taksówka się spóźniła, ktoś się wepchnął przed was w kolejkę albo boli was głowa, bo trzeba było dzień wcześniej pożegnać się z kolegami z pracy – nie okazujcie negatywnych emocji. Dziecko szybko wyłapie, że coś jest nie tak i też będzie marudzić. „Może jednak te wakacje nie są takie fajne, skoro mamusia i tatuś się kłócą?” „Ale strasznie w tym samolocie, nawet tata się boi, chyba zacznę płakać”... Lepiej zrobić dobrą minę do złej gry. Musicie wytrzymać ze sobą (i całą resztą pasażerów) kilka godzin, zdenerwowane dziecko na pewno w tym nie pomoże. Najważniejsze. SIKU! Samolot to nie pociąg, w którym w każdym momencie można pójść do toalety. Od wejścia na pokład do momentu, w którym można odpiąć pas mija co najmniej pół godziny. Podobnie z lądowaniem. Sprawdzajcie sami ile czasu lotu wam zostało. W ostatnim momencie może się nie udać dojść z dzieckiem do łazienki, a potem lądowanie, wysiadanie z samolotu, czasem trzeba przejechać autobusem... Rodzic jest od tego, żeby przypilnować wszystkich potrzeb. Tips&Tricks. Na koniec kilka przydatnych rzeczy:
Autor: Karol
Wycieczki, czy choćby krótkie przejażdżki rowerowe z dzieckiem dla wielu rodziców na pewno są możliwością bardzo kuszącą. Często też budzą jednak sporo wątpliwości – od kiedy i jak przewozić dziecko? Przede wszystkim, żeby było to bezpieczne. Ale też żeby było wygodne, zarówno dla rodzica, jak i dziecka. Sama będąc zapaloną rowerzystką na rower z dzieckiem wsiadłam bardzo późno (Łucja miała prawie 1,5 roku). Wcześniej dużo na temat tego, jak wozić dziecko przeczytałam, długo wybieraliśmy odpowiedni fotelik. Kiedy zaczęliśmy kupować przyczepki, też przejrzeliśmy wszystkie możliwe porównania, opisy itp., sami wcześniej wypożyczaliśmy, żeby sprawdzić, jak nam one pasują. Wykorzystując te wiadomości, chciałabym przedstawić kilka podstawowych zasad, które, mam nadzieję, wielu rodzicom mogą pomóc. 1. Foteliki rowerowe są dla dzieci od około 18 miesiąca życia. A przynajmniej od momentu, kiedy chodzą same, stabilnie, utrzymują równowagę i panują nad swoim ciałem. Dziecko w foteliku (niezależnie od jego umiejscowienia i mocowania) narażone jest na ogromne przeciążenia. Dorosły amortyzuje wstrząsy stając na pedałach. Dziecko nie ma takiej możliwości. A na dodatek jego kręgosłup i cały układ kostny są jeszcze bardzo miękkie i podatne na wszelkie odkształcenia. 2. Dla najmłodszych dzieci tylko przyczepka z leżaczkiem-hamaczkiem. Wiadomo, że decyzja zależy od rodzica, ale bezpieczeństwo dziecka powinno być priorytetem. Fotelik nie amortyzuje. Przyczepka bez leżaczka dla malucha, który ledwo siedzi nie będzie ani wygodna, ani bezpieczna. Opcja chusta/nosidło nie daje żadnego zabezpieczenia dziecku. A wypadek (nawet niegroźny dla nas, ale bardzo niebezpieczny dla malucha) może się zdarzyć na najspokojniejszej drodze. 3. Nieważne, czy korzystamy z przyczepki, czy fotelika, używajmy ich zgodnie z instrukcją i zaleceniami bezpieczeństwa. Niby drobiazg, ale czasem stanowi on podstawę, żeby nic się nie stało. Dobre przyczepki mają mocowania zabezpieczone na kilka sposobów, są skonstruowane tak, żeby się nie przewróciły, chronią dziecko. Ale każde nasze niedopatrzenie może doprowadzić do wypadku – montaż na szybko, luźne przypięcie dziecka (żeby go nie uwierało), niedociągnięcie regulacji oparcia itp., to błędy, których na pewno powinniśmy unikać. Jeżdżąc z fotelikiem musimy pamiętać, żeby nigdy nie zostawiać dziecka na rowerze, jeśli na nim nie siedzimy/nie trzymamy go. Nawet jeśli cały czas mamy go w zasięgu wzroku i ręki. 4. Dziecko w foteliku powinno zawsze mieć kask! Znam kilku dorosłych rowerzystów, którym kask być może uratował życie, a na pewno uchronił przez poważnymi obrażeniami głowy. Pamiętajmy, że dziecko ma bardzo delikatną główkę, a poza tym nie zareaguje na wypadek odpychając się lub zasłaniając rękami. Ważne też, żeby kask był kupiony w sklepie sportowym i odpowiednio dopasowany do dziecka – zarówno jego rozmiar, jak i regulacja pasków i zapięcia. 5. Nie oszczędzaj na bezpieczeństwie. Na rynku są dostępne zarówno foteliki za dwadzieścia złotych, jak i przyczepki za 300-400 zł. Nie mają one jednak żadnych atestów, a więc gwarancji, że konstrukcja oraz wykorzystane materiały są odpowiednie. Czasem słyszę głosy, że całe dzieciństwo my, nasi rodzice i dziadkowie jeździliśmy na ramie lub w wiklinowych koszykach na kierownicy bez pasów i jakoś przeżyliśmy. Ostatnio spodobała mi się odpowiedź, że kiedyś człowiek łupał kamień o kamień i mieszkał w jaskini… Jeśli wiemy co nieco o zagrożeniach i ryzykach, to dlaczego ich nie zminimalizować? Zwłaszcza, że chodzi o zdrowie naszych dzieci. 6. Jeżdżąc z dzieckiem musimy pamiętać, że przyczepka jest szeroka i sięga sporo za rower, a fotelik z zawartością zmienia obciążenie roweru, a przez to jego stabilność i zwrotność. Chociaż jazda chodnikami i ścieżkami rowerowymi jest zazwyczaj sporo wolniejsza niż ulicą, to z maluchem staram się wybierać jednak te spokojniejsze warianty (choć po ulicy czasem też jeżdżę, ale robię to bardzo ostrożnie. Z przyczepką tylko mając drugą osobę, która osłania przyczepkę od tyłu). 7. Większość przyczepek jest wyposażonych w odblaski plus odblaskowe elementy, ale dobrze zadbać także o oświetlenie. Zwłaszcza, jeśli planujemy poruszanie się po zmierzchu lub po ulicy (nigdy nie mamy pewności, że nie zepsuje się pogoda i nie zrobi się burzowo ciemno). 8. Nic na siłę. Tak jak w przypadku wszystkich innych atrakcji z dzieckiem – nie przesadzajmy z naszą ambicją. Dziecko zazwyczaj nie lubi monotonii. Cały dzień w drodze – nawet na przemian w przyczepce i foteliku – może się nagle znudzić. A zmęczony fizycznie zbyt długa wycieczką rodzic, też ma zazwyczaj mniej cierpliwości i chęci negocjacji ze zmęczonym młodym człowiekiem. Jeśli chcesz się wybrać na wycieczkę, ale masz wątpliwości, co wybrać, jak się przygotować, czy dziecko jest już w odpowiednim wieku, chętnie pomożemy i doradzimy! U nas dostaniesz zarówno przyczepki (także z leżaczkiem), jak i dobre foteliki. Zapraszamy do kontaktu. Autor: Ania
Na różnych forach dla mam dość często pojawiają się pytania: Kiedy można pierwszy raz wyjechać z maluchem gdzieś dalej? Lecieć samolotem? Wyjechać na wakacje? Wspominając nasze pierwsze „podróże”, chciałabym dać rodzicom i przyszłym rodzicom kilka "rad", które na pewno nie są złote, ale mogą pomóc w planowaniu i podejmowaniu wyjazdowych decyzji. 1. Zastanówcie się, czy na pewno macie siłę na wyjazd. Zwłaszcza w pierwszych miesiącach życia dziecka ma to ogromne znaczenie. Mama po ciąży i porodzie, kiedy mało sypia w nocy, będąc nawet najsilniejszą i najbardziej kochającą podróże kobietą, może po prostu nie mieć na nie siły. Początki są także trudne dla Taty. A zmęczeni rodzice są bardziej nerwowi, mniej chętni do działania. I wyjazd wcale nie oznaczałby, jak do tej pory, odpoczynku. Bo poza domem dziecko może (choć nie musi!) być jeszcze „trudniejsze”. 2. Wybierzcie cel, w którym będziecie czuli się pewnie i bezpiecznie. Dla każdego „bezpieczne miejsce” będzie znaczyło coś innego. Dla jednych podróżników będzie to rejon, gdzie już byli lub byli ich znajomi z dziećmi. Dla innych będzie to miejsce, o którym czytali, że są tam dostępne leki, produkty niemowlęce i opieka medyczna jest na dobrym poziomie (tak na wszelki wypadek). A dla jeszcze innych będzie to po prostu działka lub jakaś agroturystyka stosunkowo blisko domu. Nie ma sensu wybierać rejonu, który wywołuje w nas wiele wątpliwości (warunki sanitarne, choroby, klimat). Bo nawet jak nic złego się nie zdarzy, to my i tak nie odpoczniemy, tylko będziemy próbowali wyrzucać z głowy czarne scenariusze. 3. Dostosujcie tryb wyjazdu do tego, czego Wy – rodzice – potrzebujecie. Męczy Was plaża z tłumami turystów? Nie jedźcie do nadmorskiego kurortu. Nie lubicie atmosfery krajów śródziemnomorskich? Nie kupujcie wycieczki w te rejony. Kochacie góry – jedźcie w góry (nawet jeśli nie uda się cały dzień chodzić po szlaku). Uwielbiacie ciszę i spokój – poszukajcie jakiegoś domku na Mazurach lub agroturystyki na odludziu. Nawet z małym dzieckiem wyjeżdżamy po to, żeby odpocząć i nabrać sił. A maluchowi naprawdę nie robi różnicy, gdzie się wybierzecie. 4. Dostosujcie się do potrzeb najmłodszego towarzysza/najmłodszych towarzyszy. Wyjazdy, urlopy, wycieczki powinny kojarzyć się dobrze nie tylko Wam, ale także dziecku. Jeśli postanowicie intensywnie zwiedzać Barcelonę w sierpniu, a dziecko (nieważne czy czteromiesięczne, czy czteroletnie) będzie ciągle zmęczone, głodne i przegrzane, wszyscy będziecie szybko mieli dość. A maluchowi wcześniej czy później pojawią się skojarzenia, że urlop, to męczarnia. To niedobrze, biorąc pod uwagę, że pasją chyba wszyscy chcemy zarażać, a nie zrażać. Autor: Ania
Częściowo postaram się utrzymać klimat „poradnikowy”, ale ponieważ jest to artykuł okazjonalny, to już wiem, że do końca się to nie uda. Relacja między dzieckiem a Tatą często jest relacją na swój sposób trudną. Trudniejszą niż dziecka z Mamą. Mama urodziła, często jakiś czas karmiła. To Mama ma urlop macierzyński, częściej wykorzystuje rodzicielski, a później wychowawczy. Dodatkowo jest zaprojektowana jakoś biologicznie, że słyszy nawet najcichsze jęknięcie dziecka w nocy. Z Tatą jest inaczej. Jest go „mniej”. Częściej jest tym surowym rodzicem. Częściej bywa głównie w weekendy. Jest mniej wyrozumiały. Częściej słyszy: „Nie Tata! Mama!” A jednak wśród wielu, wielu wspomnień z mojego dzieciństwa jednymi z bardziej żywych są wspomnienia z wycieczek i spacerów. Z chodzenia po górach, odkrywania fortów i bunkrów, wyjść na rowery. A te najbardziej kojarzą się z Tatą. Dzisiaj tę relację Tata-dziecko obserwuję z innej strony. Co prawda póki co wolny czas spędzamy raczej wspólnie, a domowe obowiązki dzielimy partnersko na pół, ale tak, jak ubierać rano powinna mama, tak jest wiele „zadań”, które należą do Taty. To Tata nosi w górach na plecach. Tata ciągnie przyczepkę na wycieczkach rowerowych. Tata cierpliwie uczy jeździć na rowerku biegowym. I nie odstraszają go długie spacery z dzieckiem, które idąc z mamą po 15 krokach nie ma już siły. Tata częściej w zimie ciągnął sanki. To też Tata potrafi naprawić zepsutą zabawkę, zamontować huśtawkę lub coś zbudować. Kiedy mówię: "Łucja, nie mam siły" lub "Łusiuniu, nie potrafię", zaraz słyszę: "Tata!!!". Czyli wezwanie osoby od zadań specjalnych. I tak, życzę dzisiaj wszystkim Tatusiom, żeby chcieli spędzać czas ze swoimi dziećmi. Żeby zarażali swoimi pasjami, pokazywali świat, uczyli samodzielności. Bo robią to lepiej niż Mamy. Żeby byli dla swoich dzieci bohaterami. A tym najważniejszym dla mnie Tatom - mojemu Tacie oraz Tacie moich córek - życzę, żeby byli szczęśliwi! Bo bohaterami dla swoich dzieci już są! * Bardzo żałuję, że nie wrzuciłam żadnych zdjęć ze swojego dzieciństwa, ale po prostu takich nie mam u siebie :( Ania
Dziecko pod namiotem jest dzieckiem szczęśliwym – jeśli dobrze przygotujemy się do takiego spędzania czasu. Jak to zrobić? Wyjeżdżając z dzieckiem pod namiot najważniejszy jest... namiot. Z pewnością nie chcemy, żeby wszystkie rzeczy zmokły, bo wiąże się to z marudzeniem, więc należy zaopatrzyć się w dobry, nieprzemakalny namiot. Proste, jednowarstwowe namioty dobre są, gdy chcemy spać w ogródku przed domem i można się w każdej chwili schować. Kiedy mamy w planach kilkudniowy wypad, a pogoda nie jest pewna w 100% to namiot musi być pewny w 100%. Nie może ani przemoknąć na deszczu, ani połamać się na wietrze. Nasz pierwszy wyjazd po porodzie z namiotem był na Islandię. Dziesięć dni wiatru (deszczu na szczęście tylko trzy) we wrześniu 2015 roku na dalekiej północy z niespełna 8-miesięcznym dzieckiem. Oto przepis jak zapanować nad samym sobą i dzieckiem na przestrzeni niespełna 2x2m. Jak się przygotować? Przygotuj: alumatę (lub karimatę jeśli lubisz mieć miękko i masz miejsce w bagażu), koc i śpiwory. Zawsze śpiąc pod namiotem dobrze położyć na podłodze coś, co będzie izolowało od podłoża. W czasie snu najwięcej ciepła ucieka przez ziemię. My przeważnie najpierw rozkładamy alumaty (żeby izolowały od podłoża), na to koc (co by było milej w stopy i jeszcze lepsza izolacja) i dopiero śpiwory. Polecam zakupić dwa śpiwory z zamkami po przeciwnych stronach. Po złączeniu ich ze sobą powstaje jeden duży, w którym zmieszczą się rodzice (po bokach) i dziecko (w środku). Jeśli istnieją obawy, że nadejdzie deszcz – NIC nie może dotykać ścianek namiotu. Proponuję trzymać w śpiworze bieliznę dla siebie i dziecka na rano, żeby nie była nieprzyjemnie wilgotna i zimna, oraz coś do picia dla dziecka na noc (z tego samego powodu). Poza tym najważniejsze – dobry humor. Na tak małej powierzchni nie ma miejsca na kłótnie. Dzieci (nawet malutkie) szybko zauważają, że coś jest nie tak i przechwytują zły nastrój. Bawmy się dobrze wyjazdem i byciem ze sobą. W końcu jest wymarzony urlop i trochę wolnych dni. Dlaczego namiotowanie jest dobre dla dziecka? Jest ciągle blisko z rodzicami. Jak wyjeżdżacie całą rodziną to maluch ma non stop i mamę i tatę, którzy nie zajmują się pracą ani oglądaniem telewizji. Widzi jak rodzice radzą sobie z nieprzewidzianymi sytuacjami, a co za tym idzie, uczy się, jak sobie z nimi radzić. Nagłe załamanie pogody? Uciekł autobus do jakiejś miejscowości? To nic. Wystarczy rozbić namiot i pokazać dziecku, że to tylko element przygody. Uczy się, że nie w każdej sytuacji może mieć wszystko co chce. Pod namiotem nie ma lodówki z ulubioną przekąską, ani zabawki, która została w domu. Nie ma bajek w telewizji a telefon szybko się rozładowuje, więc ostrożnie z youtubem ;) Lepiej opowiadać bajki lub zrobić teatrzyk cieni na ścianie namiotu. Ma kontakt z przyrodą. Góry, lasy, jeziora, czy wędrowanie po Mazowszu, wszędzie można spotkać zwierzęta i obcować z naturą. Gdy nasza córka miała 1,5 roku poszliśmy na pielgrzymkę do Częstochowy. Jedną z większych atrakcji było dla niej to, że u gospodarzy były krowy, świnie, kury... Nie ma robactwa. Żart? Nie. Namiot po zamknięciu jest na tyle szczelny, że nie trzeba obawiać się pająków, mrówek ani komarów, które nawet w domu potrafią pokąsać i uprzykrzyć życie. Każdy rodzic ma obawy, czy podróż jest odpowiednia dla dziecka. Po pobycie na Islandii Łucja nawet nie miała kataru, była zdrowa i zachwycała się wodospadami. Na pielgrzymce była idealnym dzieckiem. Mimo że na co dzień nie lubi za dużo siedzieć w wózku, tutaj się nie buntowała, do tego dobrze spała w nocy. Idzie lato, polecam zrobić sobie przerwę od ulubionego pensjonatu w Karwi i spróbować nowych doznań. Karol
Wiele osób, które chodzą po górach staje przed takim dylematem, gdy rodzi się dziecko. Czy w ogóle można z dzieckiem wyruszać na wędrówki? Czy to bezpieczne? Na oba pytania odpowiedź jest twierdząca. Najpopularniejsze metody na noszenie dziecka to: 1. Nosidło turystyczne 2. Nosidło ergonomiczne 3. Chusta Wszystkie te metody mają swoje wady i zalety, tak więc po kolei: Nosidło turystyczne Jest to chyba najpopularniejszy ze sposobów na chodzenie po górach z dzieckiem. Najprawdopodobniej właśnie takie plecaki uda wam się spotkać na szlakach. Największą zaletą takiego nosidła jest to, że ma dodatkowe kieszonki w które można schować prowiant na drogę, kanapki i inne najpotrzebniejsze rzeczy (oczywiście w granicach rozsądku, pamiętajcie, że wszystko cały czas będzie na Waszych plecach, więc każdy kilogram się liczy). Nosidło turystyczne jest najwygodniejszym (o ile nie jedynym) sposobem na wyjście na dłuższy szlak samemu z dzieckiem w wieku 1-4 lata. Odpada konieczność noszenia dodatkowego bagażu, wszystko jest na naszych barkach.. A właściwie to nie tylko barkach. Nosidła turystyczne większości firm wyposażone są w pas biodrowy i piersiowy. Oczywiście dużo zależy od firmy i konkretnego modelu, ale można uogólnić, że nosi się je jak klasyczny plecak trekkingowy. Kolejnym atutem takiego rozwiązania są gadżety, Daszek przeciwsłoneczny na upały albo folia przeciwdeszczowa, gdy pogoda nie dopisuje. Skoro my sami zabezpieczamy się przed warunkami pogodowymi, to czemu nasze dzieci miałyby tego nie robić? Nosidełko turystyczne jest przewiewne. Dziecko nie przylega do naszych pleców, co pozwala na cyrkulację powietrza, ale jednocześnie powoduje to niezbyt wygodne rozłożenie masy. Tak, jakbyśmy w plecaku umieścili najcięższe rzeczy jak najdalej od pleców. Minusy? Dziecko, które nie czuje dotyku rodzica, bardziej się boi. Czuje się niepewnie, siedząc kilka centymetrów za tatą (lub mamą), może czuć dyskomfort przy bujaniu lub wstrząsach np. podczas schodzenia po kamieniach. W nosidle turystycznym najlepiej nosić dziecko, które ma już w pełni ukształtowany i odpowiednio wzmocniony kręgosłup. Jest to sprawa indywidualna, ale dobrym wyznacznikiem jest to, gdy dziecko samodzielnie stoi. Przeciążenia są duże, do tego siodełko w którym siedzi dziecko, jest dostosowane do większych rozmiarów i małemu brzdącowi będzie po prostu niewygodnie. Według wielu osób można nosić młodsze dzieci, ale tylko do momentu, kiedy zachce mu się spać.. czyli nie za długo. Jak chcemy nosić nasze maleństwo w nosidle turystycznym, to musimy przygotować się, że od wyjścia z domu do powrotu, będzie ono (czyli nosidło) cały czas na naszych plecach. Taki plecak, nawet pusty, waży ok 2,5-4kg i jest dość dużych rozmiarów. Jedyną możliwością jest noszenie... Nosidło ergonomiczne Alternatywą dla nosidła turystycznego jest nosidło ergonomiczne „miękkie”. Jest łatwe w użyciu. Wystarczy założyć na siebie nosidło, wsadzić do niego dziecko, dociągnąć paski i już. Nosidełka takie są dwustronne, można w nich nosić dzieci już od momentu, gdy potrafią siedzieć. Na początku trzymamy je z przodu a gdy podrosną przerzucamy na plecy. Zawsze dziecko jest przodem do rodzica. Noszenie dziecka na brzuchu przodem do świata nie jest ani zdrowe ani wygodne. Dla nikogo. Nosidło ergonomiczne jest lekkie i po złożeniu zajmuje mało miejsca. Jeśli dziecko jest już w stanie samo przejść część szlaku to wystarczy zwinąć nosidło i schować do plecaka lub torby, a w razie potrzeby w kilka sekund znowu można je założyć. Brzmi fajnie? Niestety, jest to kolejna metoda, przy której musimy rozstać się z podróżami na kilka miesięcy. Ani materiał, ani paski nie trzymają za dobrze główki dziecka, musi to robić samo. Także cena wg niektórych nie jest adekwatna do ilości materiału przeznaczonego do uszycia nosidła. Są z reguły ładnie wykończone, mają miły dla oka wzorek, ale czy koszt na pewno jest adekwatny? Sami oceńcie.
Dziecko w chuście (tu również podobieństwo do ergonomika) jest przytulone do osoby noszącej. Gdy będziecie w górach i dziecko zacznie odczuwać lęk to od razu może objąć Was rękoma i nogami. Działa to uspokajająco i odprężająco dla maluszków. Noszenie małego dziecka nie przysparza żadnych trudności. Dziecko jest małe, lekkie, póki mamy je z przodu, możemy okryć je naszą kurtką lub bluzą. Na rynku są nawet ubrania dedykowane noszeniu w chuście z dwoma otworami – na dużą i małą głowę :) Więcej bólu można doświadczyć przy noszeniu starszego dziecka. Możemy sobie ją zawiązać wokół bioder, jednak nie działa tak dobrze jak profesjonalny pas. Cały ciężar spoczywa na naszych ramionach. Największą bolączką osób, które chcą nosić dzieci w chuście jest nieumiejętność jej wiązania. Najlepiej poprosić o poradę kogoś, kto miał już styczność z tą formą lub przejrzeć internet w poszukiwaniu dobrych filmów instruktażowych. Najważniejsze jest bezpieczeństwo i wygoda. Podsumowując, każda z metod jest lepsza niż noszenie dziecka na rękach. Co wybrać? Dla najmłodszych – chusta. Przy starszych dzieciach dużo zależy od naszych preferencji i tego, gdzie się wybieramy. Niektórzy zostają przy chuście, inni wolą nosidła, bo zakłada się je łatwiej. Na rodzinną wędrówkę nadaje się wszystko (mama nosi plecak, tata dziecko lub na odwrót), ale jak tylko jeden rodzic jedzie z dzieckiem, to zostaje nosidło turystyczne, bo z maluchem na plecach nie ma miejsca na plecak. Tak czy inaczej, zaszczepianie w dziecku miłości do gór jest zawsze dobre, więc czego byście nie zrobili i tak będzie dobrze. Sami sprawdzicie co Wam najbardziej pasuje i wybierzecie swój ulubiony sposób.
|
MyAnia, Karol, Łusia i Asia. Dwoje dorosłych, których połączyła miłość do gór, rowerów i podróży. I dwa maluchy, które ci dorośli postanowili zarażać pasją. Archiwa
Czerwiec 2018
Kategorie
Wszystkie
|