Muszę przyznać się do czegoś, co bardzo mi doskwiera. Zima to dla mnie czas aktywności fizycznej na powietrzu ograniczonej do minimum. Najchętniej przesiedziałabym ten czas w domu z kubkiem kawy lub herbaty. Ewentualnie wymyślając kreatywne zabawy dla Łusi. A w przerwach oglądając po raz 150 Minionki. Dlaczego? Bo nie lubię marznąć. Bo większość zimy pogoda nie zachęca – albo deszcz i plucha, albo śnieg i zimno. Plus wiatr. Bo w Warszawie i okolicach średnio co drugi dzień albo i częściej przekroczone są normy zanieczyszczeń powietrza. A od trzech lat dodatkowo: bo dzieci zmarzną. Albo się przegrzeją, bo nie mam pojęcia, jak je ubierać w zimie. Co robimy zimą? Jak spadnie śnieg, to wychodzimy na szybkie sanki i lepienie bałwana. Odwiedzamy sale zabaw, wystawę lego (co roku od trzech lat), znajomych. Gramy w planszówki (od tego roku we trójkę). Oglądamy filmy (ostatnio głównie Minionki). Pieczemy ciasteczka, babeczki itp., robimy koktajle owocowe ( w tym roku najczęściej z Łusią). Jedziemy nad morze. Żeby powdychać jodu i pospacerować pustą plażą. Staramy się dostać choć kilka dni urlopu, żeby polecieć gdzieś, gdzie można się wygrzać ;P Czego żałuję? Bardzo brakuje mi zimowych gór. Z dzieciakami trudniej, ale obserwując różne grupy i wpisy na facebooku, widzę, że się da. Może w przyszłym roku, jak Asia będzie trochę starsza uda się zrobić wpis o wyjeżdżaniu z maluchami w zimie w góry... W tym roku regularnie planujemy jakiś weekendowy wypad do lasu. Ale zawsze albo pogoda pokrzyżuje plany, albo ktoś jest chory. Albo po prostu nie ma czasu. Że nie zmobilizowałam się w tym roku, kiedy w okolicach świąt było ładnie i ciepło, żeby wyciągnąć rower. * Zdjęcie ze "starych czasów", kiedy jeszcze miało się zdrowie, siły, żeby z duszpasterskimi przyjaciółmi wyruszać na "krótki spacer" bez przeliczenia, ile to będzie trwało (dzięki nieplanowanej nocy w schronisku powstały takie piękne zdjęcia :) )
1 Komentarz
Dla kobiet aktywnych czas ciąży oraz wczesnego macierzyństwa może być okresem bardzo trudnym. Może, ale nie musi. Zewsząd atakują nas obrazy aktywnych fizycznie i zawodowo celebrytek z dużymi brzuszkami. Albo takich zaraz po porodzie. Każdy chyba słyszał stwierdzenie, że ciąża to nie choroba. Sama zresztą nieraz powtarzałam to w pierwszej ciąży, biegając na autobus do ostatniego dnia przed porodem, jeżdżąc na rowerze i śpiąc pod namiotem w końcówce 6. miesiąca, pracując zawodowo prawie do samego końca. Rozmowy z koleżankami w podobnym stanie, a przede wszystkim druga ciąża, pokazały mi, jak bardzo inaczej może być. Choć i tak nie mam co narzekać, bo w połowie 7. miesiąca jeszcze jeździłam po Karpaczu na rowerze, weszłam na Szrenicę i przeszłam kawałek pielgrzymki. Ale... pierwszy trymestr - do 13 tygodnia czułam się tragicznie. Było mi cały czas słabo. Bardziej niż w pierwszej ciąży bałam się o maluszka. Później jakiś czas ok, ale brzuch większy niż w pierwszej ciąży. Już po 20 tygodniu przy szybkim spacerze łapałam zadyszkę. W ostatnich tygodniach czasem ciężko było mi się ruszać. A co dopiero mają powiedzieć dziewczyny, które większość ciąży muszą leżeć... Choć sama ciąża cieszyła, to, zwłaszcza w wakacje, bardzo cierpiałam mając przeświadczenie, z jak wielu atrakcji, wycieczek, wyjazdów rezygnuję. Ale, kiedy nie rezygnowałam... często czułam się jeszcze gorzej - zmęczona, zła na siebie. W końcu ciąża to stan, który rządzi się swoimi prawami. Z hormonami i zmieniającym się ciałem nie wygramy. Ale psychicznie można spróbować sobie trochę pomóc. Kilka subiektywnych rad: 1. Dostosuj aktywność fizyczną do swojego stanu i samopoczucia - jesteś zmęczona, odpocznij, nie masz siły siedzieć - idź na spacer. 2. Staraj się konsultować z lekarzem. Nie stawiam tego na pierwszym miejscu, bo lekarze są różni. Mają różne poglądy i przekonania. Chodziłam do fajnej lekarki, która uważała, że w ciąży to powinnam raczej siedzieć, a nie latać czy iść na pielgrzymkę, choć wszystko było super. 3. Rób to, co uważasz za słuszne - jeśli masz wątpliwości, czy coś jest bezpieczne - odpuść sobie, w ciąży nie powinnaś się stresować. Jeśli aktywność fizyczna nie wywołuje żadnych niepokojących objawów, a chcesz się ruszać, to nie słuchaj krytyki innych. Sama wiesz, co dla Ciebie i dziecka jest najlepsze. 4. Słuchaj swojego ciała - osoby regularnie trenujące i kobiety w ciąży doskonale wiedzą co to znaczy. Każdy niepokojący nas objaw powinien być sygnałem - żeby skonsultować się z lekarzem, żeby zmienić intensywność ćwiczeń albo ich rodzaj. Ale też żeby zacząć się ruszać (dla mnie zawsze w ciąży, ale nie tylko, takim sygnałem był ból kręgosłupa). 5. Porozmawiaj z innymi mamami/przyszłymi mamami - wiadomo, że każda z nas jest inna, inaczej znosi ciążę, aktywność itp. Ale czasem opowiedzenie o swoich obawach, wątpliwościach itp. pomaga nam spojrzeć z dystansu na własną sytuację i na nowo ją ocenić. - Mama, chcę siku! - Pospiesz się, zaraz nasz samolot odlatuje! - Kochanie, nie mogę znaleźć moich dokumentów! Znacie to? Do tego dochodzi płacz dziecka, spojrzenie innych pasażerów, które mogłoby zabić i wymarzony urlop jest do niczego szybciej, niż się zaczął. Oto kilka porad z naszego doświadczenia jak się przygotować do wylotu. Po pierwsze. Do wakacji przygotowujemy się już kilka dni przed wylotem. Jeśli nie kupujecie biletów na ostatnią chwilę, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przygotować sobie rzeczy. Chyba każdy kiedyś czegoś zapomniał, u mnie jest to najczęściej ręcznik :) Naszykujcie sobie rzeczy które chcecie zabrać, sprawdźcie wcześniej czy mieszczą się do walizki lub plecaka, żeby nie było niespodzianek. Dobrze też sprawdzić wagę bagażu, każda linia lotnicza ma swoje wytyczne odnośnie limitu wagi. Na pewno nie chcecie zastanawiać się na lotnisku czy lepiej coś zostawić czy dopłacić za nadbagaż. Problemem może być lot z przesiadką w inną linię lotniczą. Zawsze należy dostosować się do warunków linii lotniczej, w której można „mniej”. Częstą zmianą jest to co wolno dziecku ponad dwuletniemu wziąć za darmo, a za co trzeba już dopłacić. Po drugie. Nic na ostatnią chwilę. Można się odprawić wcześniej przez internet? Odprawcie się. Możecie być na lotnisku 2 h przed odlotem? Bądźcie. Często biura podróży lub linie lotnicze informują o której godzinie najlepiej pojawić się na lotnisku, ale nie zawsze się to sprawdza. Nam, jak ostatnio lecieliśmy powinno teoretycznie starczyć 45 minut, bo nie mieliśmy bagażu rejestrowanego. W praktyce ponad pół godziny staliśmy w kolejce do kontroli bezpieczeństwa i gdyby nie fakt, że lot był opóźniony moglibyśmy być na ostatnią chwilę, lub tuż po niej. Póki sytuacja na świecie się nie zmieni, kontrola bezpieczeństwa na lotniskach będzie bardziej szczegółowa i należy doliczyć sobie trochę czasu. Każde lotnisko wygląda trochę inaczej. Różni ludzie, różne kultury, różne zasady. Nieraz ponoć można maluszka przenieść w chuście (nam się to nie zdarzyło), a dzieci, które już chodzą (nawet ledwo-ledwo), przez bramkę bezpieczeństwa muszą przejść same. Łucja miała niewiele ponad rok jak musiała sama przejść i było dla niej dużym stresem, gdy mama pierwsza przeszła przez dziwne piszczące drzwi. Sprawdźcie co można zabrać ze sobą na pokład samolotu, a co musi być schowane do luku bagażowego. Płyny, nawet te o pojemności do 100 ml, sprzęt elektroniczny i metalowe przedmioty w bagażu podręcznym dobrze mieć na wierzchu. Na pewno zostaniecie poproszeni o wyciągnięcie ich z plecaka, nie ma potrzeby blokowania kolejki. Dobrym pomysłem jest wzięcie dla dziecka czegoś do jedzenia. Napoje są traktowane restrykcyjnie, jedzenie nie. Jedzenie jest dobrym sposobem na nudę, a nie ma potrzeby kupować w samolocie, gdzie wszystko jest dużo droższe. Odnośnie posiłków polecamy wziąć mus owocowy w tubce. W większości są o poj. do 100ml, zajmują mało miejsca i są napojem który może też trochę zapchać brzuszek :) Czasem można przekonać strażnika, że coś jest dla dziecka, a czasem się to nie uda, więc nie nastawiajcie się, że weźmiecie 1,5l butelkę wody na pokład samolotu „dla dziecka”, bo nie zawsze się to uda. Maluch ma swoje przywileje, ale wszystko co ponadto to dobra wola osoby sprawdzającej bagaż. Zabawki. Książeczki. Kolorowanki. Kredki. Interaktywne cudeńka. Wszystko czym wasze dziecko lubi się zająć powinno być priorytetem przy pakowaniu plecaka. U nas długi czas prym wiodła tablica zmazywalna.. Nie zajmuje dużo miejsca, kredki się nie gubią, a można po niej mazać prawie że w nieskończoność. Wy przetrzymacie kilka godzin w samolocie bez ulubionej książki, wasze dziecko niekoniecznie. W sytuacjach kryzysowych każdy (chyba) maluch zainteresuje się oglądaniem ulubionych piosenek z YouTube na telefonie. UWAGA! W samolocie nie ma Wi-Fi, bajeczki i pioseneczki należy zgrać sobie na telefon jeszcze w domu aby móc je oglądać bez internetu. Pozytywne nastawienie zawsze w cenie. Nawet jeśli nie wszystko idzie po waszej myśli, taksówka się spóźniła, ktoś się wepchnął przed was w kolejkę albo boli was głowa, bo trzeba było dzień wcześniej pożegnać się z kolegami z pracy – nie okazujcie negatywnych emocji. Dziecko szybko wyłapie, że coś jest nie tak i też będzie marudzić. „Może jednak te wakacje nie są takie fajne, skoro mamusia i tatuś się kłócą?” „Ale strasznie w tym samolocie, nawet tata się boi, chyba zacznę płakać”... Lepiej zrobić dobrą minę do złej gry. Musicie wytrzymać ze sobą (i całą resztą pasażerów) kilka godzin, zdenerwowane dziecko na pewno w tym nie pomoże. Najważniejsze. SIKU! Samolot to nie pociąg, w którym w każdym momencie można pójść do toalety. Od wejścia na pokład do momentu, w którym można odpiąć pas mija co najmniej pół godziny. Podobnie z lądowaniem. Sprawdzajcie sami ile czasu lotu wam zostało. W ostatnim momencie może się nie udać dojść z dzieckiem do łazienki, a potem lądowanie, wysiadanie z samolotu, czasem trzeba przejechać autobusem... Rodzic jest od tego, żeby przypilnować wszystkich potrzeb. Tips&Tricks. Na koniec kilka przydatnych rzeczy:
Autor: Karol
Wiele osób, które chodzą po górach staje przed takim dylematem, gdy rodzi się dziecko. Czy w ogóle można z dzieckiem wyruszać na wędrówki? Czy to bezpieczne? Na oba pytania odpowiedź jest twierdząca. Najpopularniejsze metody na noszenie dziecka to: 1. Nosidło turystyczne 2. Nosidło ergonomiczne 3. Chusta Wszystkie te metody mają swoje wady i zalety, tak więc po kolei: Nosidło turystyczne Jest to chyba najpopularniejszy ze sposobów na chodzenie po górach z dzieckiem. Najprawdopodobniej właśnie takie plecaki uda wam się spotkać na szlakach. Największą zaletą takiego nosidła jest to, że ma dodatkowe kieszonki w które można schować prowiant na drogę, kanapki i inne najpotrzebniejsze rzeczy (oczywiście w granicach rozsądku, pamiętajcie, że wszystko cały czas będzie na Waszych plecach, więc każdy kilogram się liczy). Nosidło turystyczne jest najwygodniejszym (o ile nie jedynym) sposobem na wyjście na dłuższy szlak samemu z dzieckiem w wieku 1-4 lata. Odpada konieczność noszenia dodatkowego bagażu, wszystko jest na naszych barkach.. A właściwie to nie tylko barkach. Nosidła turystyczne większości firm wyposażone są w pas biodrowy i piersiowy. Oczywiście dużo zależy od firmy i konkretnego modelu, ale można uogólnić, że nosi się je jak klasyczny plecak trekkingowy. Kolejnym atutem takiego rozwiązania są gadżety, Daszek przeciwsłoneczny na upały albo folia przeciwdeszczowa, gdy pogoda nie dopisuje. Skoro my sami zabezpieczamy się przed warunkami pogodowymi, to czemu nasze dzieci miałyby tego nie robić? Nosidełko turystyczne jest przewiewne. Dziecko nie przylega do naszych pleców, co pozwala na cyrkulację powietrza, ale jednocześnie powoduje to niezbyt wygodne rozłożenie masy. Tak, jakbyśmy w plecaku umieścili najcięższe rzeczy jak najdalej od pleców. Minusy? Dziecko, które nie czuje dotyku rodzica, bardziej się boi. Czuje się niepewnie, siedząc kilka centymetrów za tatą (lub mamą), może czuć dyskomfort przy bujaniu lub wstrząsach np. podczas schodzenia po kamieniach. W nosidle turystycznym najlepiej nosić dziecko, które ma już w pełni ukształtowany i odpowiednio wzmocniony kręgosłup. Jest to sprawa indywidualna, ale dobrym wyznacznikiem jest to, gdy dziecko samodzielnie stoi. Przeciążenia są duże, do tego siodełko w którym siedzi dziecko, jest dostosowane do większych rozmiarów i małemu brzdącowi będzie po prostu niewygodnie. Według wielu osób można nosić młodsze dzieci, ale tylko do momentu, kiedy zachce mu się spać.. czyli nie za długo. Jak chcemy nosić nasze maleństwo w nosidle turystycznym, to musimy przygotować się, że od wyjścia z domu do powrotu, będzie ono (czyli nosidło) cały czas na naszych plecach. Taki plecak, nawet pusty, waży ok 2,5-4kg i jest dość dużych rozmiarów. Jedyną możliwością jest noszenie... Nosidło ergonomiczne Alternatywą dla nosidła turystycznego jest nosidło ergonomiczne „miękkie”. Jest łatwe w użyciu. Wystarczy założyć na siebie nosidło, wsadzić do niego dziecko, dociągnąć paski i już. Nosidełka takie są dwustronne, można w nich nosić dzieci już od momentu, gdy potrafią siedzieć. Na początku trzymamy je z przodu a gdy podrosną przerzucamy na plecy. Zawsze dziecko jest przodem do rodzica. Noszenie dziecka na brzuchu przodem do świata nie jest ani zdrowe ani wygodne. Dla nikogo. Nosidło ergonomiczne jest lekkie i po złożeniu zajmuje mało miejsca. Jeśli dziecko jest już w stanie samo przejść część szlaku to wystarczy zwinąć nosidło i schować do plecaka lub torby, a w razie potrzeby w kilka sekund znowu można je założyć. Brzmi fajnie? Niestety, jest to kolejna metoda, przy której musimy rozstać się z podróżami na kilka miesięcy. Ani materiał, ani paski nie trzymają za dobrze główki dziecka, musi to robić samo. Także cena wg niektórych nie jest adekwatna do ilości materiału przeznaczonego do uszycia nosidła. Są z reguły ładnie wykończone, mają miły dla oka wzorek, ale czy koszt na pewno jest adekwatny? Sami oceńcie.
Dziecko w chuście (tu również podobieństwo do ergonomika) jest przytulone do osoby noszącej. Gdy będziecie w górach i dziecko zacznie odczuwać lęk to od razu może objąć Was rękoma i nogami. Działa to uspokajająco i odprężająco dla maluszków. Noszenie małego dziecka nie przysparza żadnych trudności. Dziecko jest małe, lekkie, póki mamy je z przodu, możemy okryć je naszą kurtką lub bluzą. Na rynku są nawet ubrania dedykowane noszeniu w chuście z dwoma otworami – na dużą i małą głowę :) Więcej bólu można doświadczyć przy noszeniu starszego dziecka. Możemy sobie ją zawiązać wokół bioder, jednak nie działa tak dobrze jak profesjonalny pas. Cały ciężar spoczywa na naszych ramionach. Największą bolączką osób, które chcą nosić dzieci w chuście jest nieumiejętność jej wiązania. Najlepiej poprosić o poradę kogoś, kto miał już styczność z tą formą lub przejrzeć internet w poszukiwaniu dobrych filmów instruktażowych. Najważniejsze jest bezpieczeństwo i wygoda. Podsumowując, każda z metod jest lepsza niż noszenie dziecka na rękach. Co wybrać? Dla najmłodszych – chusta. Przy starszych dzieciach dużo zależy od naszych preferencji i tego, gdzie się wybieramy. Niektórzy zostają przy chuście, inni wolą nosidła, bo zakłada się je łatwiej. Na rodzinną wędrówkę nadaje się wszystko (mama nosi plecak, tata dziecko lub na odwrót), ale jak tylko jeden rodzic jedzie z dzieckiem, to zostaje nosidło turystyczne, bo z maluchem na plecach nie ma miejsca na plecak. Tak czy inaczej, zaszczepianie w dziecku miłości do gór jest zawsze dobre, więc czego byście nie zrobili i tak będzie dobrze. Sami sprawdzicie co Wam najbardziej pasuje i wybierzecie swój ulubiony sposób.
|
MyAnia, Karol, Łusia i Asia. Dwoje dorosłych, których połączyła miłość do gór, rowerów i podróży. I dwa maluchy, które ci dorośli postanowili zarażać pasją. Archiwa
Czerwiec 2018
Kategorie
Wszystkie
|