Na różnych forach dla mam dość często pojawiają się pytania: Kiedy można pierwszy raz wyjechać z maluchem gdzieś dalej? Lecieć samolotem? Wyjechać na wakacje? Wspominając nasze pierwsze „podróże”, chciałabym dać rodzicom i przyszłym rodzicom kilka "rad", które na pewno nie są złote, ale mogą pomóc w planowaniu i podejmowaniu wyjazdowych decyzji. 1. Zastanówcie się, czy na pewno macie siłę na wyjazd. Zwłaszcza w pierwszych miesiącach życia dziecka ma to ogromne znaczenie. Mama po ciąży i porodzie, kiedy mało sypia w nocy, będąc nawet najsilniejszą i najbardziej kochającą podróże kobietą, może po prostu nie mieć na nie siły. Początki są także trudne dla Taty. A zmęczeni rodzice są bardziej nerwowi, mniej chętni do działania. I wyjazd wcale nie oznaczałby, jak do tej pory, odpoczynku. Bo poza domem dziecko może (choć nie musi!) być jeszcze „trudniejsze”. 2. Wybierzcie cel, w którym będziecie czuli się pewnie i bezpiecznie. Dla każdego „bezpieczne miejsce” będzie znaczyło coś innego. Dla jednych podróżników będzie to rejon, gdzie już byli lub byli ich znajomi z dziećmi. Dla innych będzie to miejsce, o którym czytali, że są tam dostępne leki, produkty niemowlęce i opieka medyczna jest na dobrym poziomie (tak na wszelki wypadek). A dla jeszcze innych będzie to po prostu działka lub jakaś agroturystyka stosunkowo blisko domu. Nie ma sensu wybierać rejonu, który wywołuje w nas wiele wątpliwości (warunki sanitarne, choroby, klimat). Bo nawet jak nic złego się nie zdarzy, to my i tak nie odpoczniemy, tylko będziemy próbowali wyrzucać z głowy czarne scenariusze. 3. Dostosujcie tryb wyjazdu do tego, czego Wy – rodzice – potrzebujecie. Męczy Was plaża z tłumami turystów? Nie jedźcie do nadmorskiego kurortu. Nie lubicie atmosfery krajów śródziemnomorskich? Nie kupujcie wycieczki w te rejony. Kochacie góry – jedźcie w góry (nawet jeśli nie uda się cały dzień chodzić po szlaku). Uwielbiacie ciszę i spokój – poszukajcie jakiegoś domku na Mazurach lub agroturystyki na odludziu. Nawet z małym dzieckiem wyjeżdżamy po to, żeby odpocząć i nabrać sił. A maluchowi naprawdę nie robi różnicy, gdzie się wybierzecie. 4. Dostosujcie się do potrzeb najmłodszego towarzysza/najmłodszych towarzyszy. Wyjazdy, urlopy, wycieczki powinny kojarzyć się dobrze nie tylko Wam, ale także dziecku. Jeśli postanowicie intensywnie zwiedzać Barcelonę w sierpniu, a dziecko (nieważne czy czteromiesięczne, czy czteroletnie) będzie ciągle zmęczone, głodne i przegrzane, wszyscy będziecie szybko mieli dość. A maluchowi wcześniej czy później pojawią się skojarzenia, że urlop, to męczarnia. To niedobrze, biorąc pod uwagę, że pasją chyba wszyscy chcemy zarażać, a nie zrażać. Autor: Ania
0 Komentarze
Częściowo postaram się utrzymać klimat „poradnikowy”, ale ponieważ jest to artykuł okazjonalny, to już wiem, że do końca się to nie uda. Relacja między dzieckiem a Tatą często jest relacją na swój sposób trudną. Trudniejszą niż dziecka z Mamą. Mama urodziła, często jakiś czas karmiła. To Mama ma urlop macierzyński, częściej wykorzystuje rodzicielski, a później wychowawczy. Dodatkowo jest zaprojektowana jakoś biologicznie, że słyszy nawet najcichsze jęknięcie dziecka w nocy. Z Tatą jest inaczej. Jest go „mniej”. Częściej jest tym surowym rodzicem. Częściej bywa głównie w weekendy. Jest mniej wyrozumiały. Częściej słyszy: „Nie Tata! Mama!” A jednak wśród wielu, wielu wspomnień z mojego dzieciństwa jednymi z bardziej żywych są wspomnienia z wycieczek i spacerów. Z chodzenia po górach, odkrywania fortów i bunkrów, wyjść na rowery. A te najbardziej kojarzą się z Tatą. Dzisiaj tę relację Tata-dziecko obserwuję z innej strony. Co prawda póki co wolny czas spędzamy raczej wspólnie, a domowe obowiązki dzielimy partnersko na pół, ale tak, jak ubierać rano powinna mama, tak jest wiele „zadań”, które należą do Taty. To Tata nosi w górach na plecach. Tata ciągnie przyczepkę na wycieczkach rowerowych. Tata cierpliwie uczy jeździć na rowerku biegowym. I nie odstraszają go długie spacery z dzieckiem, które idąc z mamą po 15 krokach nie ma już siły. Tata częściej w zimie ciągnął sanki. To też Tata potrafi naprawić zepsutą zabawkę, zamontować huśtawkę lub coś zbudować. Kiedy mówię: "Łucja, nie mam siły" lub "Łusiuniu, nie potrafię", zaraz słyszę: "Tata!!!". Czyli wezwanie osoby od zadań specjalnych. I tak, życzę dzisiaj wszystkim Tatusiom, żeby chcieli spędzać czas ze swoimi dziećmi. Żeby zarażali swoimi pasjami, pokazywali świat, uczyli samodzielności. Bo robią to lepiej niż Mamy. Żeby byli dla swoich dzieci bohaterami. A tym najważniejszym dla mnie Tatom - mojemu Tacie oraz Tacie moich córek - życzę, żeby byli szczęśliwi! Bo bohaterami dla swoich dzieci już są! * Bardzo żałuję, że nie wrzuciłam żadnych zdjęć ze swojego dzieciństwa, ale po prostu takich nie mam u siebie :( Ania
Dziecko pod namiotem jest dzieckiem szczęśliwym – jeśli dobrze przygotujemy się do takiego spędzania czasu. Jak to zrobić? Wyjeżdżając z dzieckiem pod namiot najważniejszy jest... namiot. Z pewnością nie chcemy, żeby wszystkie rzeczy zmokły, bo wiąże się to z marudzeniem, więc należy zaopatrzyć się w dobry, nieprzemakalny namiot. Proste, jednowarstwowe namioty dobre są, gdy chcemy spać w ogródku przed domem i można się w każdej chwili schować. Kiedy mamy w planach kilkudniowy wypad, a pogoda nie jest pewna w 100% to namiot musi być pewny w 100%. Nie może ani przemoknąć na deszczu, ani połamać się na wietrze. Nasz pierwszy wyjazd po porodzie z namiotem był na Islandię. Dziesięć dni wiatru (deszczu na szczęście tylko trzy) we wrześniu 2015 roku na dalekiej północy z niespełna 8-miesięcznym dzieckiem. Oto przepis jak zapanować nad samym sobą i dzieckiem na przestrzeni niespełna 2x2m. Jak się przygotować? Przygotuj: alumatę (lub karimatę jeśli lubisz mieć miękko i masz miejsce w bagażu), koc i śpiwory. Zawsze śpiąc pod namiotem dobrze położyć na podłodze coś, co będzie izolowało od podłoża. W czasie snu najwięcej ciepła ucieka przez ziemię. My przeważnie najpierw rozkładamy alumaty (żeby izolowały od podłoża), na to koc (co by było milej w stopy i jeszcze lepsza izolacja) i dopiero śpiwory. Polecam zakupić dwa śpiwory z zamkami po przeciwnych stronach. Po złączeniu ich ze sobą powstaje jeden duży, w którym zmieszczą się rodzice (po bokach) i dziecko (w środku). Jeśli istnieją obawy, że nadejdzie deszcz – NIC nie może dotykać ścianek namiotu. Proponuję trzymać w śpiworze bieliznę dla siebie i dziecka na rano, żeby nie była nieprzyjemnie wilgotna i zimna, oraz coś do picia dla dziecka na noc (z tego samego powodu). Poza tym najważniejsze – dobry humor. Na tak małej powierzchni nie ma miejsca na kłótnie. Dzieci (nawet malutkie) szybko zauważają, że coś jest nie tak i przechwytują zły nastrój. Bawmy się dobrze wyjazdem i byciem ze sobą. W końcu jest wymarzony urlop i trochę wolnych dni. Dlaczego namiotowanie jest dobre dla dziecka? Jest ciągle blisko z rodzicami. Jak wyjeżdżacie całą rodziną to maluch ma non stop i mamę i tatę, którzy nie zajmują się pracą ani oglądaniem telewizji. Widzi jak rodzice radzą sobie z nieprzewidzianymi sytuacjami, a co za tym idzie, uczy się, jak sobie z nimi radzić. Nagłe załamanie pogody? Uciekł autobus do jakiejś miejscowości? To nic. Wystarczy rozbić namiot i pokazać dziecku, że to tylko element przygody. Uczy się, że nie w każdej sytuacji może mieć wszystko co chce. Pod namiotem nie ma lodówki z ulubioną przekąską, ani zabawki, która została w domu. Nie ma bajek w telewizji a telefon szybko się rozładowuje, więc ostrożnie z youtubem ;) Lepiej opowiadać bajki lub zrobić teatrzyk cieni na ścianie namiotu. Ma kontakt z przyrodą. Góry, lasy, jeziora, czy wędrowanie po Mazowszu, wszędzie można spotkać zwierzęta i obcować z naturą. Gdy nasza córka miała 1,5 roku poszliśmy na pielgrzymkę do Częstochowy. Jedną z większych atrakcji było dla niej to, że u gospodarzy były krowy, świnie, kury... Nie ma robactwa. Żart? Nie. Namiot po zamknięciu jest na tyle szczelny, że nie trzeba obawiać się pająków, mrówek ani komarów, które nawet w domu potrafią pokąsać i uprzykrzyć życie. Każdy rodzic ma obawy, czy podróż jest odpowiednia dla dziecka. Po pobycie na Islandii Łucja nawet nie miała kataru, była zdrowa i zachwycała się wodospadami. Na pielgrzymce była idealnym dzieckiem. Mimo że na co dzień nie lubi za dużo siedzieć w wózku, tutaj się nie buntowała, do tego dobrze spała w nocy. Idzie lato, polecam zrobić sobie przerwę od ulubionego pensjonatu w Karwi i spróbować nowych doznań. Karol
Wiele osób, które chodzą po górach staje przed takim dylematem, gdy rodzi się dziecko. Czy w ogóle można z dzieckiem wyruszać na wędrówki? Czy to bezpieczne? Na oba pytania odpowiedź jest twierdząca. Najpopularniejsze metody na noszenie dziecka to: 1. Nosidło turystyczne 2. Nosidło ergonomiczne 3. Chusta Wszystkie te metody mają swoje wady i zalety, tak więc po kolei: Nosidło turystyczne Jest to chyba najpopularniejszy ze sposobów na chodzenie po górach z dzieckiem. Najprawdopodobniej właśnie takie plecaki uda wam się spotkać na szlakach. Największą zaletą takiego nosidła jest to, że ma dodatkowe kieszonki w które można schować prowiant na drogę, kanapki i inne najpotrzebniejsze rzeczy (oczywiście w granicach rozsądku, pamiętajcie, że wszystko cały czas będzie na Waszych plecach, więc każdy kilogram się liczy). Nosidło turystyczne jest najwygodniejszym (o ile nie jedynym) sposobem na wyjście na dłuższy szlak samemu z dzieckiem w wieku 1-4 lata. Odpada konieczność noszenia dodatkowego bagażu, wszystko jest na naszych barkach.. A właściwie to nie tylko barkach. Nosidła turystyczne większości firm wyposażone są w pas biodrowy i piersiowy. Oczywiście dużo zależy od firmy i konkretnego modelu, ale można uogólnić, że nosi się je jak klasyczny plecak trekkingowy. Kolejnym atutem takiego rozwiązania są gadżety, Daszek przeciwsłoneczny na upały albo folia przeciwdeszczowa, gdy pogoda nie dopisuje. Skoro my sami zabezpieczamy się przed warunkami pogodowymi, to czemu nasze dzieci miałyby tego nie robić? Nosidełko turystyczne jest przewiewne. Dziecko nie przylega do naszych pleców, co pozwala na cyrkulację powietrza, ale jednocześnie powoduje to niezbyt wygodne rozłożenie masy. Tak, jakbyśmy w plecaku umieścili najcięższe rzeczy jak najdalej od pleców. Minusy? Dziecko, które nie czuje dotyku rodzica, bardziej się boi. Czuje się niepewnie, siedząc kilka centymetrów za tatą (lub mamą), może czuć dyskomfort przy bujaniu lub wstrząsach np. podczas schodzenia po kamieniach. W nosidle turystycznym najlepiej nosić dziecko, które ma już w pełni ukształtowany i odpowiednio wzmocniony kręgosłup. Jest to sprawa indywidualna, ale dobrym wyznacznikiem jest to, gdy dziecko samodzielnie stoi. Przeciążenia są duże, do tego siodełko w którym siedzi dziecko, jest dostosowane do większych rozmiarów i małemu brzdącowi będzie po prostu niewygodnie. Według wielu osób można nosić młodsze dzieci, ale tylko do momentu, kiedy zachce mu się spać.. czyli nie za długo. Jak chcemy nosić nasze maleństwo w nosidle turystycznym, to musimy przygotować się, że od wyjścia z domu do powrotu, będzie ono (czyli nosidło) cały czas na naszych plecach. Taki plecak, nawet pusty, waży ok 2,5-4kg i jest dość dużych rozmiarów. Jedyną możliwością jest noszenie... Nosidło ergonomiczne Alternatywą dla nosidła turystycznego jest nosidło ergonomiczne „miękkie”. Jest łatwe w użyciu. Wystarczy założyć na siebie nosidło, wsadzić do niego dziecko, dociągnąć paski i już. Nosidełka takie są dwustronne, można w nich nosić dzieci już od momentu, gdy potrafią siedzieć. Na początku trzymamy je z przodu a gdy podrosną przerzucamy na plecy. Zawsze dziecko jest przodem do rodzica. Noszenie dziecka na brzuchu przodem do świata nie jest ani zdrowe ani wygodne. Dla nikogo. Nosidło ergonomiczne jest lekkie i po złożeniu zajmuje mało miejsca. Jeśli dziecko jest już w stanie samo przejść część szlaku to wystarczy zwinąć nosidło i schować do plecaka lub torby, a w razie potrzeby w kilka sekund znowu można je założyć. Brzmi fajnie? Niestety, jest to kolejna metoda, przy której musimy rozstać się z podróżami na kilka miesięcy. Ani materiał, ani paski nie trzymają za dobrze główki dziecka, musi to robić samo. Także cena wg niektórych nie jest adekwatna do ilości materiału przeznaczonego do uszycia nosidła. Są z reguły ładnie wykończone, mają miły dla oka wzorek, ale czy koszt na pewno jest adekwatny? Sami oceńcie.
Dziecko w chuście (tu również podobieństwo do ergonomika) jest przytulone do osoby noszącej. Gdy będziecie w górach i dziecko zacznie odczuwać lęk to od razu może objąć Was rękoma i nogami. Działa to uspokajająco i odprężająco dla maluszków. Noszenie małego dziecka nie przysparza żadnych trudności. Dziecko jest małe, lekkie, póki mamy je z przodu, możemy okryć je naszą kurtką lub bluzą. Na rynku są nawet ubrania dedykowane noszeniu w chuście z dwoma otworami – na dużą i małą głowę :) Więcej bólu można doświadczyć przy noszeniu starszego dziecka. Możemy sobie ją zawiązać wokół bioder, jednak nie działa tak dobrze jak profesjonalny pas. Cały ciężar spoczywa na naszych ramionach. Największą bolączką osób, które chcą nosić dzieci w chuście jest nieumiejętność jej wiązania. Najlepiej poprosić o poradę kogoś, kto miał już styczność z tą formą lub przejrzeć internet w poszukiwaniu dobrych filmów instruktażowych. Najważniejsze jest bezpieczeństwo i wygoda. Podsumowując, każda z metod jest lepsza niż noszenie dziecka na rękach. Co wybrać? Dla najmłodszych – chusta. Przy starszych dzieciach dużo zależy od naszych preferencji i tego, gdzie się wybieramy. Niektórzy zostają przy chuście, inni wolą nosidła, bo zakłada się je łatwiej. Na rodzinną wędrówkę nadaje się wszystko (mama nosi plecak, tata dziecko lub na odwrót), ale jak tylko jeden rodzic jedzie z dzieckiem, to zostaje nosidło turystyczne, bo z maluchem na plecach nie ma miejsca na plecak. Tak czy inaczej, zaszczepianie w dziecku miłości do gór jest zawsze dobre, więc czego byście nie zrobili i tak będzie dobrze. Sami sprawdzicie co Wam najbardziej pasuje i wybierzecie swój ulubiony sposób.
|
MyAnia, Karol, Łusia i Asia. Dwoje dorosłych, których połączyła miłość do gór, rowerów i podróży. I dwa maluchy, które ci dorośli postanowili zarażać pasją. Archiwa
Czerwiec 2018
Kategorie
Wszystkie
|